Niestety moja opinia o panu Macieju Walerczyku jest bardzo negatywna. Nasz pies trafił do przychodni osowiały, nie chciał jeść i pić, był bardzo słaby a podczas dotyku bolał go brzuch. W przychodni wykonano mu USG – według pana doktora nie było żadnych oznak niedrożności jelit, a jego diagnoza wskazywała na zatrucie. Zalecono podanie kroplówki i pobranie krwi do badania. Warto w tym miejscu wspomnieć o Pani, która również uczestniczyła w badaniu – była wyraźnie zaniepokojona stanem psa i sugerowała, że coś może być nie tak, co nie pokrywało się z opinią pana doktora.
Pan Walerczyk zapewniał nas, że wyniki krwi powinny być dostępne w ciągu kilku godzin, nawet w nocy – podał swój numer telefonu i prosił o kontakt o każdej porze. Zasugerował też, żeby nie jechać teraz do kliniki całodobowej, ponieważ nie ma takiej potrzeby – mimo że to właśnie Pani asystująca przekonywała, że warto rozważyć wizytę w klinice na Matejki.
Co bardzo istotne – to właśnie ta Pani, mimo późnej pory, wezwała kuriera do natychmiastowego odebrania próbki krwi, wykazując się ogromnym zaangażowaniem i troską. Dzięki niej próbki mogły trafić do laboratorium jak najszybciej.
Po powrocie do domu stan psa chwilowo się poprawił (zapewne po kroplówce), ale wkrótce potem zaczął się gwałtownie pogarszać. Po 22:00 próbowałam skontaktować się z panem doktorem, jak sam prosił – bez skutku. Telefon był wyłączony, nikt nie oddzwonił ani nie odpisał (do dziś). Czuliśmy się całkowicie zostawieni sami sobie, mimo poważnego stanu naszego psa.
Ostatecznie trafiliśmy w nocy do całodobowej kliniki, gdzie przeprowadzono operację – niestety było już za późno. Pies nie przeżył. Diagnoza pana Walerczyka okazała się błędna – pies miał zator jelitowy, który rzekomo nie był widoczny na wykonanym wcześniej USG. Trudno nie zadać sobie pytania: jak to możliwe, że lekarz weterynarii nie zauważył tak poważnego problemu?
Uważam, że pan Maciej Walerczyk zlekceważył zarówno nas, jak i naszego psa. Brak kontaktu w kluczowym momencie, błędna diagnoza i zignorowanie sugestii bardziej ostrożnego podejścia do sytuacji kosztowały nasze zwierzę życie. Gdybyśmy od razu posłuchali osoby, która doradzała nam niezwłoczny wyjazd do kliniki całodobowej, nasz pies być może miałby dziś szansę żyć.
Nie życzę nikomu takich doświadczeń i niestety nie mogę polecić tego lekarza jako odpowiedzialnego i empatycznego specjalisty.
Opinie o “PRZYCHODNIA WETERYNARYJNA „VETSPOT””
mar
Niestety moja opinia o panu Macieju Walerczyku jest bardzo negatywna. Nasz pies trafił do przychodni osowiały, nie chciał jeść i pić, był bardzo słaby a podczas dotyku bolał go brzuch. W przychodni wykonano mu USG – według pana doktora nie było żadnych oznak niedrożności jelit, a jego diagnoza wskazywała na zatrucie. Zalecono podanie kroplówki i pobranie krwi do badania. Warto w tym miejscu wspomnieć o Pani, która również uczestniczyła w badaniu – była wyraźnie zaniepokojona stanem psa i sugerowała, że coś może być nie tak, co nie pokrywało się z opinią pana doktora.
Pan Walerczyk zapewniał nas, że wyniki krwi powinny być dostępne w ciągu kilku godzin, nawet w nocy – podał swój numer telefonu i prosił o kontakt o każdej porze. Zasugerował też, żeby nie jechać teraz do kliniki całodobowej, ponieważ nie ma takiej potrzeby – mimo że to właśnie Pani asystująca przekonywała, że warto rozważyć wizytę w klinice na Matejki.
Co bardzo istotne – to właśnie ta Pani, mimo późnej pory, wezwała kuriera do natychmiastowego odebrania próbki krwi, wykazując się ogromnym zaangażowaniem i troską. Dzięki niej próbki mogły trafić do laboratorium jak najszybciej.
Po powrocie do domu stan psa chwilowo się poprawił (zapewne po kroplówce), ale wkrótce potem zaczął się gwałtownie pogarszać. Po 22:00 próbowałam skontaktować się z panem doktorem, jak sam prosił – bez skutku. Telefon był wyłączony, nikt nie oddzwonił ani nie odpisał (do dziś). Czuliśmy się całkowicie zostawieni sami sobie, mimo poważnego stanu naszego psa.
Ostatecznie trafiliśmy w nocy do całodobowej kliniki, gdzie przeprowadzono operację – niestety było już za późno. Pies nie przeżył. Diagnoza pana Walerczyka okazała się błędna – pies miał zator jelitowy, który rzekomo nie był widoczny na wykonanym wcześniej USG. Trudno nie zadać sobie pytania: jak to możliwe, że lekarz weterynarii nie zauważył tak poważnego problemu?
Uważam, że pan Maciej Walerczyk zlekceważył zarówno nas, jak i naszego psa. Brak kontaktu w kluczowym momencie, błędna diagnoza i zignorowanie sugestii bardziej ostrożnego podejścia do sytuacji kosztowały nasze zwierzę życie. Gdybyśmy od razu posłuchali osoby, która doradzała nam niezwłoczny wyjazd do kliniki całodobowej, nasz pies być może miałby dziś szansę żyć.
Nie życzę nikomu takich doświadczeń i niestety nie mogę polecić tego lekarza jako odpowiedzialnego i empatycznego specjalisty.